ikona artykułu

Opss!... a gdzie opis nieruchomości?

Maj 11, 2014

A może trzeba podnieść jako argument ziejące pustką pola w rekordach RCWiN? Pozyskać w ten sposób przychylność katastru, który dzięki zabiegowi będzie dysponował bazą o polach wypełnionych zgodnie z założeniami projektu? Pomijam, że w praktyce inicjatywa może oznaczać niedźwiedzią przysługę. Z oddolnego punktu widzenia zawsze lepiej mieć mniej pól do uzupełnienia niż więcej.

 

Może też trzeba zjednać sobie liczny krąg geodetów? Dlaczego rozsądnie dzieląc się wynagrodzeniem za wykonany opis nieruchomości, nie możnaby zyskać poświadczenia geodety o zgodności tegoż opisu z danymi rejestrowymi? Wartością dodaną byłaby zwrotna weryfikacja RCWiN, w której, jak wiadomo, aż roi się od błędów.

 

Skłamałbym wreszcie twierdząc, że kierują mną wyłącznie altruistyczne pobudki i przemożna potrzeba wewnętrzna zapewniania rynkowi przejrzystości. Obserwuję otaczający mnie świat. Pracuje on na coraz wyższych stawkach. Moje jakoś od lat mają tendencję spadkową. Za dom w budowie inkasowałem parę lat temu 1400,00 złotych. Dziś, gdy powiem 800,00 – klient w słuchawce parska śmiechem.

 

Sceptyków, których martwi los ludu miast i wsi, gdyż znów sprzedaż nieruchomości będzie ten lud kosztowała paręset złotych więcej, spieszę uspokoić. Po pierwsze: sprzedający nieruchomość na ogół ma ekspektatywę spodziewanych kilku stówek. Przed sprzedażą stówkami tymi dysponuje zaś w dużej ilości nabywający. Ogólnie sprzedaż nieruchomości odbywa się w towarzystwie istniejących stówek. Po drugie: przyjrzyjmy się obiektywnie rzeczywistości. Rzeczywistości, którą tak dzielnie od 10 lat nasz rząd odbiurokratyzowuje. W różnych profesjach obserwujemy potężną, radosną, niczym nieskrępowaną ekspansję wszelkiej maści biurokratycznej kwitkomanii. I tak:  urząd pocztowy produkuje co chwilę nowe rodzaje świstków na każdą przesyłkę. Petent wypełnia i grzecznie buli. Na rodzaje PIT’ów niedługo zabraknie liter w alfabecie. Pozostałe urzędy również nie próżnują: Wyniki iloczynu: liczba urzędników * wynalezione wzory dokumentów – excell wyrażałby z użyciem symbolu E. Strażacy, napełniacze gaśnic, weterynarze, kamieniarze, grabarze, kominiarze – wszyscy wymyślają co roku nowe kwitki, które pozwalają im „zwiększać bezpieczeństwo”; „usprawniać działanie”; „podnosić efektywność”. Każdy z tych kwitków kosztuje. Osobiście jest mi znany pewien Urząd Państwowy na L, który, podobnie jak wielu moich kolegów pilotów, uważam za najbardziej kwitkotwórczy w Galaktyce. Według pracowników tego urzędu aby napompować koło w szybowcu trzeba mieć badania lekarskie, uprawnienia wysokościowe, licencję, uprawnienia radiowe w trzech językach i świadectwo kwalifikacji. Pompka musi być certyfikowana w komorze niskich ciśnień, mieć resurs uszczelki i książkę „napompu” (w odróżnieniu od nalotu). Przy tej ilości kwitków i biurokracji w zasadzie sama dętka i pompka są zbędne, że o szybowcu nawet nie wspomnę. Zaklęta pętla papierów wydawanych odpłatnie przez urzędy sięga ideału i zgodnie z parkinsonowską „regułą tysiąca” zaczyna żyć sama dla siebie, żywiąc się przy tym krwią podległych organizmów. Nie da się obecnie sprzedać nowej nieruchomości bez świadectwa energetycznego. Ma ono zerową wartość merytoryczną, ale dało się bez przeszkód wprowadzić taki obowiązek. Uczestnik rynku łyka – bo musi. Każdy co roku odwiedza stację diagnostyczną, prawda? Od tego roku diagności muszą obowiązkowo wydawać oprócz pieczątki wypis z przeglądu z kilometrażem. Jakoś bez problemu wprowadzili dodatkowy, obowiązkowy dokument, a są mniej liczną grupą lobbystyczną niż rzeczoznawcy, rejenci i geodeci razem wzięci. Wprowadzanie nowych rodzajów dokumentów do obiegu gospodarczego jest zjawiskiem powszechnym, znanym i codziennym.

 

Osobiście jestem zatem niedowiarkiem. Nie wierzę i nie przemawia do mnie NIEMOŻLIWOŚĆ wprowadzenia do obrotu prawnego dokumentu, który nazywa się „zestandaryzowany opis nieruchomości”, jako załącznika do aktu notarialnego. Nie rozumiem u wielu, pozornie rozumnych osób, niechęci, wstrętu i braku wiary w to, że da się wprowadzić obowiązek wykonywania takiego załącznika przez rzeczoznawców majątkowych.

 

Dokument taki miałby, oprócz kilku opisanych powyżej, także wiele innych przydatnych na rynku funkcji. Aby je wymienić, potrzebny byłby osobny artykuł.

 

Na koniec – akcent optymistyczny. Niekoniecznie my, rzeczoznawcy, musimy podążać drogą, o której napisałem powyżej.  Chętnych i przedsiębiorczych znajdzie się wielu. 


Strony: 1 2 3 4 5 6